niedziela, 16 listopada 2014

Facetom ku przestrodze

No i się porobiło! Chyba na własną prośbę stracę mojego Naja. Trudno.
Dwa lata z wielkim hakiem naszych niezwykłych spotkań trzeba będzie odłożyć ad acta.

Zrobiło się rutynowo. Nie mówię tu o działaniach z mojej strony, ale o nim. Spotykaliśmy się w celu kochania ze sobą ze średnią raz na tydzień. Każde nasze zbliżenie było nie krótsze niż 3 godziny i każde inne, bo ja nie wiem skąd mi się to brało - stosowałam coraz to inne pieszczoty, dotknięcia, sposoby jego zadowolenia. 
On, dziadek, przy mnie odżył, znalazł nową wartość seksu. Wyprowadziłam go na nieodkryte tereny wspólnych doznań. Chociaż wcześniej marzył mu się teoretycznie taki pełny seks (tantryczny), ale myślał, że to naprawdę nie jest możliwe. 
Ja też miałam podobne fantazje i dzięki niemu udało mi się je zrealizować, a to dlatego, że potrafił dorównać mi kroku w długości czasu zbliżenia dzięki wyuczonej umiejętności powstrzymywania wytrysku i fenomenalnej sprawności fizycznej. 
Nie jakieś wyszukane nowoczesne techniki z użyciem specjalnych akcesoriów, bez których młodsze pokolenie już nie potrafi się kochać, tylko zwykły seks z użyciem wyobraźni i sprawności ruchowej.
Niestety, przez te wszystkie lata zbliżeń nie zdarzyło się tak, żebym osiągnęła z nim zwykły, w rozumieniu tradycyjny, orgazm. Nie marzę już o tych kaskadach orgazmów opisywanych w różnych opowiadaniach erotycznych, bo to czysta fantazja, ale o tej prostej kulminacji, jaka czeka mnie z innymi.
Panuje stwierdzenie, że nie wielkość przyrodzenia, lecz technika pier...nia daje maksimum zadowolenia. 
Po raz kolejny stwierdzam, że na dłuższą metę guzik prawda. Można sobie jakiś czas oczy mydlić, ale fakty są niezaprzeczalne (a raczej ich brak). Można dawać siebie bez reszty osobie, z którą się żyje na stałe, której się przysięgało to i owo, którą się prawdziwie kocha, podziwia, szanuje, z którą się ma dzieci, ale spotykać się po to, żeby się wyżyć seksualnie i mieć z tego satysfakcję bez orgazmu można tylko do czasu.
Kiedyś się starał, żeby mi dogodzić, ale chyba w momencie, kiedy został przeze mnie upewniony, że jest niesamowity, bo seks z nim jest inny to słynne porozumienie, bliskość, podobna seksualność, wymiana oddechów i podtrzymywanie wzwodu mięśniami pochwy w czasie długich rozmów w towarzystwie wina - przestał ponawiać próby zrobienia mi dobrze w tym prostym sensie. Stwierdził kiedyś już, że nie potrafi mnie zaspokoić, a teraz, przyparty przeze mnie, że tak powiem do muru, stanowczo zrezygnował, twierdząc, że nie umie.
To mnie załamało. Stwierdziłam, że wszystko to była tylko taka gadka, że jestem nadzwyczajna, idealna, niesamowita, że mam cudowną cipkę itp. itd. Takie branie pod pic, żebym tylko przyszła i się z nim kochała.
A ja? Co ja mam z tego? 
Wreszcie dałam wyraz swojemu niezadowoleniu, niespełnieniu i poczuciu wykorzystania.
Zawsze, kiedy finalnie już dopuszczał do swojego orgazmu powtarzał, że jest egoistą. Mówiłam, że nie, że należało mu się po tych kilku godzinach prób. Czyż nie byłam wyrozumiała, za dobra, zbyt mało wymagająca?
Ciekawe, co do niego dotrze. Niech się dzieje co ma być. 
Potrzebuję jakiegoś trzęsienia ziemi, faceta z jajami, może nawet i czasem ostrego, przykrego w traktowaniu, może nawet czasami "capiącego", ale niech się wykaże, niech mi dogodzi od czasu do czasu, a nie głaszcze i obsypuje pochwałami bez upragnionego skutku.
Dobra dupa potrzebuje prawdziwego zaspokojenia. Przecież nie ja jedna osiągam orgazm pochwowo-łechtaczkowy. Do tego jednak potrzebny jest większy penis.
Zawsze się staram jak mogę, żebym i ja miała pełną satysfakcję, bo wtedy jest to całkowite spełnienie, tylko ile można? Przekonuję się, że gdyby jego członek był większy byłoby to całkiem łatwe.

Panowie, nie spoczywajcie na laurach! Starajcie się, bo też możecie stracić najlepszą okazję swojego życia ;)

7 komentarzy:

  1. trzeba uważać z tym staraniem się
    bo można się prze-starać :)

    powsternacy

    OdpowiedzUsuń
  2. Kaskady orgazmów? - Fantazja?
    Wielogodzinny seks? - Apostazja! ;-P
    Powiem krótko. Seks do godziny, półtorej, maksiiimum dwóch. Później się nudzi. Ile razy można lizać tego samego loda,odgrzewać tą samą patelnię, kisić w tej samej beczce ogórka i na odwrót, i powtórka. To wszystko bardzo lubię, ale niech mi nikt nie każe oglądać "Colombiany" dwa razy pod rząd za jednym posiedzeniu.
    Zaraz kaskady. A nie wystarczy dwa, trzy w ciągu pół godziny? I jeszcze coś w ciągu kolejnych trzydziestu minut? Może nie codziennie, lecz dwa możliwe zawsze, pod warunkiem że partnerka nie ma oporów.
    Utrzymywanie wielogodzinnego wzwodu? Fajne. Co kto lubi. Ja osobiście wolę dwa, trzy w ciągu do dwóch godzin i pełny spust za każdym razem. Prawdziwa frajda.
    Orgazm pochwowo-łechtaczkowy. Świetna sprawa, tym bardziej, że do tego w zupełności wystarcza sprzęt o wielkości statystycznej krajowej, wczuwanie się w ciało partnerki i chętne wykorzystanie tej wiedzy. Ale to nie dla wszystkich. Można partnerki nie kochać, ale trzeba się wczuć w nią. Bez tego trudno o dobry seks. No chyba że satysfakcjonuje nas słuchanie komplementów. Porażka gotowa. Warto rozróżniać między realem, a pro forma. Ogromny sprzęt jest konieczny do spowodowania orgazmu krtaniowo-migdałkowego.
    To wszystko nie jest fabuła jedynie skromne, osobiste doświadczenie i tyle.
    Przepraszam za przydługi komentarz i serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maszkar - jak zwykle rzeczowy, ale pociągający. Teraz ja wyrażę tyci żal, że zbyt daleko, żeby było nam dane...
      Apostazja. Dzięki Tobie nie raz już musiałam się dokształcać, odświeżać pamięć itd. Doceniam. Dziękuję.
      Nie mierzyłam nigdy długości penisa Naja, ale organoleptycznie mogę stwierdzić, że należy do dolnej strefy stanów średnich. Choć jest niewysoki, nie posiada narządu niczym samiec kaczki sterniczki :-) Może to całe szczęście...
      Zdaje się, że ja jestem zbyt przyzwyczajona do większych instrumentów.
      Zastosuję zatem Twoje rady, Maszkarze, ponieważ są cenne. Skrócę akty i zmniejszę ich częstotliwość, bo chyba się zbytnio zagalopowałam, a raczej poddałam wyjątkowym potrzebom Naja. Wdrożę też nowe myślenie, w sensie pobudzania własnego mózgu, bo jak on twierdzi - poniekąd słusznie - orgazm jest w głowie.
      Jeszcze raz dziękuję za budujący komentarz.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Żal tyci jak cipka kici. No, jeszcze muszę, bo się, (chyba?) wzruszę.
    Komplementy są dobre, ale o własnych odczuciach należy mówić otwarcie i rzeczowo, i wzajemnie, bez ściemy. Mniej romantyzmu, ale zabawa lepsza.
    Przy wielokrotnych uniesieniach warto czasami zrobić przerywnik na ciepły prysznic, myć wszystko z zewnątrz i od środka. Mniej poślizgu, większe tarcie. Obydwoje.
    Masz sprawne mięśnie Kegla - wielkość instrumentu nie ma znaczenia, niemniej może Cię rozpraszać nadmierna ich kontrola.
    Orgazm jest w głowie, ale to pan musi nad tą głową popracować. Każdą zabawę z dupą zaczyna się od głowy, a tutaj widzę że bardziej skupiacie się na wzajemnym stwarzaniu pozorów (bo trzeba zachować styl, niech se nie myśli), niż na wspólnej radosnej zabawie, z różnymi wpadkami i niedoskonałościami. Ma być zupełny luz i zaufanie. Tymczasem on się spina żeby mu nie opadł i Ty się spinasz, żeby mu nie opadł. Normalna padaczka. To są ledwie wprawki do seksu tantrycznego. W tym rzeczywistym stosunku tantrycznym kochanek jest zdolny do podtrzymania erekcji siłą woli i jest zdolny do wielu orgazmów bez wytrysku. To jest zawarte w podstawach tej filozofii - nie należy marnować spermy, bo ona daje energię życiową mężczyźnie. Co kto lubi. Nie ma to jak się dobrze spuścić.
    Moim (wypróbowanym) zdaniem, fajniejsze są zabawy (ZABAWY) zmierzające do ponownego podniesienia napięcia seksualnego obojga partnerów - na luzie. Jest to w zakresie każdego zrelaksowanego osobnika. Dobry seks jest prawdziwym ŚWIĘTEM. Jestem za codziennym świętowaniem, ale nie całodziennym. Jeszcze potrzebuję środków do życia i nieco czasu na pisanie, bardziej lub mniej ułomne.
    Koniec kazanka, życzę owocnego ruchanka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z grubsza masz rację, ja też to wszystko wiem, ale umknął Ci finał.
      Kiedy już masz do czynienia z kobietą, o której marzyłeś całe życie, rób coś, żeby jej się nie znudziło pykanie z Tobą, a jak już wiesz, czego potrzebuje - dąż do tego.
      Owszem to zwykle bywa ŚWIĘTO, ale święta też mogą być różne. Apetyt rośnie w miarę jedzenia...

      Usuń
  4. Bisumarko jesteś nad wyraz cierpliwą kobietką - zazdroszczę nigdy tak nie umiałam;) Zawsze mówię i pokazuję, czego chcę, ile chcę i jak chcę - ale to już wiesz (najbardziej rajcuje mnie, kiedy to ja kontroluję sytuację;)). Ale nie wyobrażam sobie być tak długo z kimś kto mnie całkowicie nie zaspokaja. Nie ma takiej opcji. Sex ma dawać spełnienie obojgu partnerom. Wtedy to ma jakiś sens.
    Miłego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jestem bardzo cierpliwa i empatyczna, dlatego u mnie to wszystko tak wygląda. Grzeszyłabym jednak, gdybym twierdziła, że nie mam frajdy z tego seksu.
      Zauważ, Izro, że ja jestem i tak bardzo postępowa, jak na swój wiek. Wśród moich rówieśniczek rzadko która tak śmiało realizuje swoje potrzeby, na ogół się poddają - siedzą przed telewizorem lub bawią wnuki...
      W sprawie posta nie postanowiłam do końca, co zrobię (Naj wyjechał, dlatego mam czas na przemyślenia), ale o ile się znam, to nie będę miała siły odmówić Najowi następnego spotkania. Przecież bywa nam tak fantastycznie... Tak naprawdę, to wcale nie chcę kończyć tej znajomości.

      Usuń

Twój komentarz będzie opublikowany po przeczytaniu przez autorkę. W ten sposób każdy wpis zostanie zauważony.